W rzeczach mojego chłopaka znalazłam kopertę. Po jej otwarciu zrozumiałam, że nasz związek właśnie się zakończył

Nigdy nie myślałam, że przyjdzie taki dzień, gdy przypadkowe znalezisko zmieni moje życie. W jego torbie była tylko koperta, zwykła, biała. Nie sądziłam, że zawiera coś, co sprawi, że już nigdy nie spojrzę na niego tak samo…

W środku nie było listu miłosnego ani dokumentów. Było coś znacznie bardziej zaskakującego i bolesnego. Gdy zrozumiałam, co widzę, poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. A przecież jeszcze rano wierzyłam, że wszystko między nami układa się doskonale…

Wszystko zaczęło się od niewinnego bałaganu

Kamil nigdy nie był pedantem, a ja nauczyłam się z tym żyć. Jego rzeczy często walały się po naszym wspólnym mieszkaniu. Tego dnia, sprzątając jego szafkę nocną, natknęłam się na coś, czego nie powinno tam być – kopertę z moim imieniem. Może powinnam była odłożyć ją na miejsce i udawać, że jej nie widziałam, ale coś we mnie pękło. Wiedziałam, że muszę zajrzeć do środka. Ciekawość była silniejsza.

Niewinne kartki, które zmieniły wszystko

W środku znalazłam kilka dokumentów. Pierwsze spojrzenie na nie niczego mi nie wyjaśniło. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to umowa… wynajmu mieszkania. Ale nie naszego! Adres był mi kompletnie nieznany. W umowie figurowało imię Kamila i jeszcze jednej osoby – kobiety, która nie była mną.

Serce waliło mi jak młotem. Wzięłam telefon i bez namysłu zadzwoniłam do niego. „Kim jest ta kobieta i dlaczego wynajmujecie razem mieszkanie?!” – wyrzuciłam z siebie, gdy tylko odebrał. W jego głosie było słychać nerwowość, ale próbował mnie uspokoić. „To nie tak, jak myślisz” – powiedział. Klasyczne kłamstwo. Nie zamierzałam jednak dać się zwieść.

Awantura, która zmieniła nasz świat

Gdy wrócił do domu, atmosfera była napięta. Od progu zaczął tłumaczyć, że to wszystko jest dla mnie, że planował niespodziankę. „Chciałem wynająć to mieszkanie, żebyśmy mogli wprowadzić się tam razem” – mówił z rozbrajającą pewnością. Ale ja nie wierzyłam ani jednemu jego słowu.

Pokazałam mu umowę i wskazałam na imię kobiety. „To kim jest ta Marta, co?!” – krzyknęłam, czując, jak moje emocje wymykają się spod kontroli. Kamil nie miał już odwagi kłamać. W końcu powiedział, że Marta to jego koleżanka z pracy, że miała wynajmować to mieszkanie z nim „na chwilę”. Tylko co znaczyło „na chwilę”?

Prawda wychodzi na jaw

Nie mogłam już dłużej tego znosić. Postawiłam go pod ścianą. „Albo mówisz mi wszystko, albo to koniec” – powiedziałam lodowatym tonem. Wtedy przyznał się do prawdy. Marta była kimś więcej niż tylko koleżanką. Od kilku miesięcy spotykali się w tajemnicy, a to mieszkanie miało być ich „bezpiecznym miejscem”.

W tamtej chwili poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Człowiek, któremu ufałam, z którym planowałam przyszłość, okazał się zdrajcą. Spakowałam jego rzeczy i kazałam mu odejść. On próbował mnie zatrzymać, przepraszał, błagał, ale dla mnie było za późno.

Jak mogłabym dalej ufać?

Gdy drzwi za nim się zamknęły, poczułam ulgę, ale i pustkę. Kamil zdradził mnie nie tylko z kobietą, ale i z moimi własnymi marzeniami o wspólnym życiu. Koperta, którą znalazłam, była początkiem końca. Dziś wiem, że to była najlepsza decyzja, ale wtedy czułam się kompletnie zdruzgotana.

A Wy, jak byście postąpili w tej sytuacji? Dalibyście Kamilowi szansę na wyjaśnienia, czy zrobilibyście to samo co ja? Dajcie znać w komentarzach! 

error: Treść zabezpieczona przed kopiowaniem !!